Do Bari leciałam z duszą na ramieniu. Z jednej strony cieszyłam się, że znowu stanę na ukochanej ziemi, a z drugiej w głowie piętrzyły się obawy: a co jak się zgubię? A jak nie zdążę na ostatni pociąg powrotny z którejś wycieczki? A jak…? I tak bez końca. O swojej pierwszej samotnej podróży zagranicznej opowiadam w innym artykule. Tym razem moim celem było zebranie materiałów do serii kulinarnych przewodników, żebyś wiedział/a, gdzie zjeść w Bari, abyposmakować Apulię.
Na śniadanie pasticciotto
W końcu wylądowałam, dotarłam z lotniska do centrum, po drodze pomagając grupce Polaków odnaleźć się we włoskim transporcie publicznym. Priorytet – kawa -wiadomo! – i pasticciotto, obowiązkowo z kremem pistacjowym. Ciągnąc za sobą walizkę zaczęłam szukać jakiejś fajnej miejscówki. To miało być spontaniczne, nie zaplanowane śniadanie. Chodziłam i zaglądałam ludziom w talerze ponad godzinę, w końcu zdecydowałam się usiąść na Piazza Mercantile w Pasticceria Martinucci. Spragniona słońca wybrałam stolik na zewnątrz, zamówiłam cappuccino i pasticciotto i zaczęłam obserwować budzący się dzień we włoskim miasteczku. Uwielbiam patrzeć, jak wygląda życie, słuchać języka i wychwytywać zwroty i wyrażenia z danego regionu. Język włoski jest bardzo bogaty i ta sama rzecz może się zupełnie inaczej nazywać w różnych częściach kraju. Po chwili dostałam swoje śniadanie. Kawa, jak zwykle w Italii bywa, pyszna, ale to na ciastko tutaj przyszłam! Tyle się naczytałam o nim przed wyjazdem, że już nie mogłam się doczekać! Wzięłam pierwszy kęs i… przepadłam. Ciastko było jeszcze ciepłe, z chrupiącą skorupką na zewnątrz i idealnie miękkim środkiem. Po ugryzieniu wylało się pistacjowe nadzienie, podkręcone lekko cytrynową ricottą. No po prostu niebo! Wiedziałam, że ciężko będzie ten poziom przebić, ale dzielnie próbowałam przez cały pobyt. Nie udało się znaleźć lepszego. To właśnie te zabrałam ze sobą do samolotu i zjadłam w dzień po powrocie.
Śniadanie zaliczone z sukcesem, czas więc na mały rekonesans miasta. Do meldunku miałam jeszcze kilka godzin! Poszłam nacieszyć się morzem, podjechałam na popularną plażę Pane e Pomodoro, porobiłam zdjęcia i pogadałam z panami przygotowującymi dopiero co wyłowione ośmiornice. Nareszcie mogłam już zacząć zmierzać w kierunku mojego mieszkanka w samym sercu Bari Vecchia, co niestety okazało się takim sobie pomysłem. Urządzone było całkiem przytulnie, niestety bez okien, z jednym malutkim lufcikiem. Dostęp powietrza praktycznie żaden. Któregoś dnia, napotkana starsza Pani zdradziła mi, że dawniej był tam rzeźnik 😀 Pewnie drzwi miał cały czas otwarte do sklepu, więc okien nie potrzebował. A część mieszkalna była na wyższych kondygnacjach. Ale i tak nie zamierzałam tam spędzać zbyt wiele czasu. Martwiłam się raczej jak zdołam spróbować wszystkiego, co sobie zaplanowałam.
Aperitivo tylko tam, gdzie mieszkańcy chodzą
Słysząc nasilający się na zewnątrz gwar ulicy, ruszyłam w miasto. Zbliżała się 19, więc to dobra godzina na aperitivo. Przemierzając uliczki natknęłam się na niepozorny lokalik, gęsto jednak otoczony lokalesami. Weszłam do środka i zamówiłam sobie talerz rozmaitości oraz kieliszek wina. Jakie to wszystko było dobre! Świeże sery (wędzona mozzarela! Pycha!) Szczere, proste, świeże i wyśmienite. Wino podane w odpowiedniej temperaturze (czerwone), co nawet w Italii niestety nie zdarza się często. To Antica Salumeria da Nicola. Zapisz sobie ten adres i koniecznie tam zajrzyj.
Jesteś w Bari, zjedz focaccię
Focaccia barese to niemalże symbol Bari. Jest absolutnie niepowtarzalna, inna niż wszystkie, nawet te w miasteczkach nieopodal. Miękka, ale skórkę ma chrupiącą. Nie za wysoka, udekorowana słodkimi pomidorami i cierpkimi oliwkami, które tworzą duet doskonały. Pachnąca oliwą, która sprawia, że zaczynamy rozumieć smaki tego miejsca. Niby tylko chleb, ale wrażenia niezapomniane. W Bari są dwa miejsca, w których warto spróbować kawałka focacci – Panificio Fiore oraz Panificio Santa Rita. W obu trzeba odstać swoje, nawet poza sezonem.
Na południu Włoch jest wiele pokus. Jedną z nich są różne smażone przysmaki. Panzerotto to rodzaj smażonej pizzy, zamkniętej na kształt półksiężyca i wypełnionej czym tylko sobie zamarzysz. W Rosticceria Dirello można albo zamówić opcję z menu, albo ułożyć sobie nadzienie według własnych upodobań smakowych. Ciasto jest kombinacją chrupkiej warstwy zewnętrznej i puszystego wnętrza, z którego wylewa się sos pomidorowy wymieszany z ciągnącą się mozzarellą. To w wersji podstawowej. Bardzo polecam wszelkie kombinacje z pesto z pistacji i burratą albo stracciatellą.
Gdzie zjeść w Bari włoski street food
Bari je na ulicy. Wszelkiego rodzaju street food gościł na ulicach tego miasta na długo przed tym, jak przyszła moda na food trucki. Ludzie kiedyś zmagali się z biedą i dla wielu jedynym posiłkiem w ciągu dnia były tanie i proste, ale kaloryczne dania. Na przykład scagliozze, czyli smażone kawałki polenty. Złociste, chrupiące, z kusząco mięciutkim środkiem są świetnym dodatkiem do spaceru uliczkami Bari w ciepły letni wieczór. Ale zanim to, czeka Ci ekolejka. Im później przyjdziesz, tym dłużej postoisz, bo wszyscy wiedzą, że jak sgagliozze, to tylko tutaj – w Maria delle Scagliozze.
To, co kocham na południu Włoch, to ogólna dostępność owoców morza. Kalmary, krewetki, ośmiornice – co tylko dusza zapragnie. Ta buła śniła mi się po nocach już przed wyjazdem, bo na zdjęciach prezentuje się spektakularnie. Dostaniesz ją w większości okolicznych miasteczek, ale w Bari idźcie do Mastro Ciccio. To miejsce ma fajny klimat, jest zawsze pełne ludzi, a wieczorami panuje tam typowo włoski gwar. Do tego obsługa jest przesympatyczna, zawsze chętna do pogaduszek. Świetna okazja, żeby poćwiczyć swój włoski. A jeśli mówisz tylko po angielsku, to nic nie szkodzi – Włosi też czasem muszą ćwiczyć angielski.
Innym miejscem, w którym serwują fenomenalne bułki z ośmiornicą jest Rosticceria Lo Sfizio. Ze wszystkich kanapek, jakie jadłam, a było ich naprawdę sporo, tutaj zjadłam najlepszą. Zjesz tutaj również panzerotti, pizzę al taglio, czyli na kawałki i inne pyszności.
Orecchiette i Assassina
Zauważyłaś/eś, że każde miejsce ma swoją sztandarową potrawę. Na pewno słyszałaś/eś, że w Bari koniecznie trzeba zjeść orecchiette z cime di rapa (rzepa brokułowa). Przyznam szczerze, że ja za tym warzywem w ogóle nie przepadam. Powiem więcej, staram się go unikać (w Neapolu nazywa się friarielli – ciekawe jest to, że to warzywo praktycznie nie istnieje w innych regionach Włoch). Bari ma za to inny przysmak, który tutaj powstał i tutaj tylko można go zjeść. O Spaghetti all’Assassina mało kto słyszał, a szkoda, bo jest rewelacyjne. Makaron jest najpierw gotowany na patelni w sosie pomidorowym z dodatkiem pikantnej papryczki (peperoncino), a na koniec podsmażany tak, aby stał się chrupiący. Można zamówić w wersji klasycznej lub z dodatkiem straciatelli lub burraty, co gorąco polecam! Na ten typowo lokalny przysmak idź albo do Buenallegre albo do Al Sorso Preferito, gdzie przepis ten stworzył Enzo Francavilla.
To, co opisałam, to tylko moje propozycje. Jedną z największych przyjemności podczas podróży jest odkrywanie i poznawanie nowych smaków i historii za nimi stojących. Odkrywaj Bari po swojemu, a o swoich odkryciach napisz mi w komentarzu!
Piszę z pasji i miłości do Italii. Bardzo się staram, żeby treści, które przekazuję były rzetelne i sprawdzone. Jeśli podoba Ci się ten artykuł, będzie mi miło, jeśli się nim podzielisz z innymi. Zaobserwuj mnie też na Instagramie, gdzie na bieżąco pokazuję super miejsca we Włoszech. Grazie di cuore!
Zapisz się również na mój newsletter – Cartolline dall’Italia, czyli pocztówki z Włoch. Co jakiś czas będę przenosić Cię do słonecznej Italii opowiadając o pięknych miejscach, lokalnych przysmakach i włoskim winie.