Il brodetto – tak w Marche nazywa się zupa rybna. W Toskanii to cacciucco. Nie, nie wszędzie na wybrzeżu jest taka sama. Inną ma Ancona, inną Porto Recanati, jeszcze inną San Benedetto del Tronto. Poznając jej historię znowu cofamy się aż do starożytności – podobno Juliusz Cezar oszalał na punkcie tej zupy, podobnie zresztą jak Dante czy Napoleon. Ale to Grecy przed laty nauczyli mieszkańców Ancony jak ją przyrządzać. Przypisywali jej właściwości nasenne (dzięki dodatkowi ryby scorfano, której kolce są lekko trujące) oraz afrodyzyjne (tu podobno pierwsze skrzypce grał szafran). Legenda mówi, że Wenus przyrządzała tą zupę swojemu mężowi, Wulkanowi, za każdym razem, gdy odwiedzał ich Mars. Wulkan po zjedzeniu zupy zapadał w zdrowy sen, a Wenus z Marsem mogli knuć do białego rana. Samo przygotowanie zupy jest bardzo czasochłonne. Najpierw należy zamarynować kawałki ryb w oliwie, winie z szafranem, koprem włoskim i czosnkiem. Następnie gotujemy wywar na rybich głowach. Potem jeszcze tylko trzeba dodać pory, cebulę i pomidory i połączyć z wywarem, dodać mule i marynowane ryby i gotowe. Sugeruję jednak, zanim postanowicie spróbować swoich sił w przyrządzaniu tej zupy, zjeść ją w miejscu, w którym jest jedzona od setek lat. Musicie poznać jej smak, zanim spróbujecie go odtworzyć.
O palmę pierwszeństwa w konkursie na najlepszą zupę rybną zawzięcie walczy 7 miast wzdłuż wybrzeża i zadziwiające jest, że każda z nich inaczej wygląda. W San Benedetto del Tronto dodaje się zieloną paprykę, zielone pomidory i ocet zamiast wina. Porto San Giorgio w swojej zupie ma mnóstwo cebuli smażonej na oliwie i prawie zielonych pomidorów. Jeśli tam zbłądzicie, wpadnijcie na zupę do Trattoria Da Loré. Tanio nie jest, 25EUR, ale warto.
W Civitanova Marche do zupy dodawane są oprócz ryb kalmary i sepie, jest mnóstwo pomidorów, cebuli i białego wina. Najlepszą podobno przyrządza Enzo w Da Enzo. Na ich funpage’u na facebooku znajdziecie wszystkie informacje potrzebne do zarezerwowania stolika.
Porto Recanati ma recepturę najstarszą na całym wybrzeżu. Wywar jest esencjonalny, bez dodatku pomidorów, za to wzięli przykład z Wenus i dadali szafran. Taką zupę, jak dostawał od żony Wulkan zjecie w Il Diavolo del Brodetto.
Senigallia, królowa plaż i morskich sportów, również ma swoją wersję tego klasyka. Robi go z 13 rodzajów ryb i podawana na gęstym wywarze na occie, nie na winie. Pod koniec gotowania dodawane są kalmary i sepie. Jeśli przypadkiem będziecie plażować w okolicy, il brodetto alla Senigagliese zjecie u Mauro Uliassi. To opcja raczej na wyjątkową, romantyczną kolację, restauracja położona jest nad morzem i nie należy do tanich. Jest to miejsce eleganckie i pyszne.
W Fano wywar przyrządzany jest na rybich głowach i płetwach, gotowany dwie godziny staje się bardzo aromatyczny. Konieczny jest też dodatek ryb takich jak scorfano, ostrosz (po włosku nazywa się ryba pająk – pesce ragno – podobno wcale nie taka rzadka) oraz raja. Il Brodetto alla Fanese polecane jest w Trattoria da Maria.
Stawkę zamyka Ancona. Tutejsza zupa musi zawierać 13 rodzajów ryb, podobno dla upamiętnienia uczestników ostatniej wieczerzy. Inni jednak twierdzą, że to z powodu antycznej fontanny stojącej w centrum, która ma 13 wodotrysków. Tak czy inaczej ryb musi być 13 i koniec. Możecie spróbować tej wersji w Trattoria La Moretta.
Piszę z pasji i miłości do Italii. Bardzo się staram, żeby treści, które przekazuję były rzetelne i sprawdzone. Jeśli podoba Ci się ten artykuł, będzie mi miło, jeśli się nim podzielisz z innymi. Grazie di cuore!